A tak straszyli! Że siarczyste mrozy, a zaspy takie, że domów nie widać. „I gdzie tam cię ciągnie, na północ, do tych Eskimosów” – słyszałam przed wyjazdem… Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, a norweska zima, przynajmniej ta na południu Norwegii, niewiele różni się od tej polskiej. Mam wrażenie, że w tym roku norweska zima pojechała w odwiedziny do Polski właśnie…

Trysil - tu na brak śniegu nie narzekają

Trysil – tu na brak śniegu nie narzekają

Śniegu jak na receptę, temperatury częściej dodatnie niż ujemne, czasem deszcz, czasem słońce, choć z tym drugim raczej bym nie przesadzała. Taki był pierwszy miesiąc 2017 roku. W norweskich mediach piszą wprost: Najcieplejszy i zdecydowanie najmniej śnieżny styczeń od około 60 lat. I nie ważne co lub kto za tym stoi – jedni wskazują na ocieplenie klimatu, inni na sporadyczne anomalia pogodowe, są i tacy którzy uważają, że to przeze mnie – przecież nie przepadam za zimą, więc pewnie rzuciłam jakiś urok… . Ważne, że nikomu nie jest z tym do śmiechu. Wizyty u lekarza trzeba zamawiać z kilkudniowym wyprzedzeniem – takie kolejki. Mogę mrozu nie lubić, ale nie umiem nie docenić jego zabójczych dla różnego rodzaju bakterii właściwości. Poza tym lubię urok zimowych krajobrazów.

Zima 2016 - mimo, że łagodniejsza niż poprzednie dla mnie była imponująca...

Zima 2016 – mimo, że łagodniejsza niż poprzednie dla mnie była imponująca…

Inna sprawa, że strasznie szkoda mi tych wszystkich, którzy naostrzyli łyżwy, nasmarowali narty i tylko czekali, a w zasadzie nadal czekają, na start. Pamiętam jak w ubiegłym roku patrząc przez okno widziałam narciarzy biegowych (kilkanaście metrów od domu, tuż przy leśnej ścianie nakładano ślady i budowano trasę), dzieci jeżdżące na sankach, maluchy lepiące ze śniegu wielkie brzuchy bałwanków…

Na biegówki po dom - przy wystarczającej ilości śniegu nie trzeba było daleko jechać by móc pojeździć na nartach. Ślady dla biegówkarzy zakładano dosłownie kilkanaście metrów od domu, przy leśnej ścianie...

Na biegówki po dom – przy wystarczającej ilości śniegu nie trzeba było daleko jechać by móc pojeździć na nartach. Ślady dla biegówkarzy zakładano dosłownie kilkanaście metrów od domu, przy leśnej ścianie…

Pamiętam też ponad 20-sto stopniowe mrozy w które Młody wyciągał mnie na łyżwy (lodowisko było przy szkole), zasypane śniegiem dojście do mieszkania – tak, tak w ubiegłym roku łopata była moją wierną przyjaciółką (dla porównania – w tym roku nie używałam jej w ogóle!). I mimo, że Norweg mówił mi wtedy, że to jeszcze nie to, że była to tylko łagodniejsza wersja norweskiej zimy, dla mnie to już było coś…

Zima w Norwegii - wspomnienia z 2016 roku

Zima w Norwegii – wspomnienia z 2016 roku

Tegoroczna zima nie dopisuje, narciarze uciekają tam, gdzie mogą liczyć na śnieg i w miarę godne warunki narciarskie – ale o tym wspominałam już w innym wpisie… W mediach prognozują, że jest jeszcze nadzieja, że lepiej nie chować nart i łyżew zbyt głęboko do schowków i piwnic, gdyż za chwilę będą potrzebne. Nie zmienia to faktu, że mamy właśnie 26 dzień lutego, co oznacza, że pozostał niecały miesiąc do wiosny. I nawet gdyby zima zdecydowała się na wizytę w Norwegii, to na pewno nie zabawi tu na długo. Może kolejna nie będzie tak kapryśna i zawita do nas na dłużej.

Tymczasem…

Skoro już jest tak jak jest, na co wpływu nie mamy żadnego, warto znaleźć jakieś plusy zaistniałej sytuacji i… wybrać się do sklepów sportowych i odzieżowych na przykład. Wystartowały już promocje na wszystko to, co z zimową porą związane. I nie mówimy tu o niewielkich rabatach, ale o 50 – 70 % przecenach. Rozmawiałyśmy ostatnio z koleżanką, również z Polski, że w Norwegii rabaty są zdecydowanie bardziej konkretne, poza tym obejmują produkty wysokiej jakości, a nie tylko te nie schodzące z półki. Warto również docenić to co za oknem, ale nieco wyżej. Słońce. W końcu je widać. Jeszcze miesiąc temu pamiętam jak wychodząc do pracy na godzinę 8-mą i wracając po 16-tej w ogóle nie doświadczałam jasności. Wychodziłam w nocy, wracałam w nocy – przygnębiające wrażenie. Gdyby nie weekendy przez dobre 3 miesiące widziałabym słoneczko tylko na długiej przerwie na lunch i na zdjęciach, a to dla mnie zdecydowanie za mało. A teraz jest. Wstaje coś koło 07:30, zachodzi po 17:30. I pomyśleć, że z każdym dniem będzie świeciło coraz dłużej… Dla mnie bomba.

 

O proszę! Zajęta pisaniem nawet nie zauważyłam kiedy za oknem zrobiło się biało… Chyba jednak lubię zimę. Szczególnie wtedy, kiedy tak bardzo za nią tęsknię.

 

Do miłego!